wtorek, 27 listopada 2012

2.


Matt akurat stroił gitarę gdy przerwał mu dzwonek do drzwi. Odłożył instrument i ochoczo poszedł by otworzyć. Spodziewał się Dominic’a. W końcu miał dziś wpaść, ale facet stojący w drzwiach w niczym Dom’a nie przypominał. Jednak oczy Bellamy’ego utkwione były w tym co gość trzymał. A był to czarny pokrowiec na gitarę. Wokalista wyciągnął ręce w stronę instrumentu, ale gość przywołał go z powrotem na ziemię chrząknięciem.
- Może najpierw mnie wpuścisz? Harowałem jak wół, żeby była taka jak chciałeś, a ty tylko stoisz jak kołek i się gapisz.
- Wybacz Hugh. Wchodź, wchodź. – brunet usunął się w drogi by zrobić gościowi przejście jednak nadal nie mógł oderwać oczu od czarnego pokrowca, który jak mniemał, skrywał jego długo wyczekiwane cudo.
Hugh wszedł do salonu kładąc futerał na kanapie. Gdy rozsuwał zamek Matt niemal skamlał z ciekawości. Nareszcie. Była tam. Nowiutka. Błyszcząca. Czerwona… Wziął ją do ręki. Była idealna. Dokładnie taka jaką chciał. Zdecydowanie wyróżniała się na tle innych jego gitar, choć jakby się uprzeć był posiadaczem jeszcze dziwniejszych.
Mężczyzna przyjrzał się z uśmiechem zafascynowanemu Matt’owi.
- Red Glitter Manson. Niech ci dobrze służy. – poklepał gitarzystę po ramieniu po czym Hugh Manson wyszedł zostawiając Bellamy’ego sam na sam z gitarą.
Pierwszym co przyszło muzykowi do głowy była myśl, że tym cackiem rzucał nie będzie. Ma w końcu jeszcze sporo innych, a jego koncerty charakteryzowało już niemal będące tradycją rzucanie sprzętem. Nie ważne czy był jego posiadaczem czy też nie.
Wokalista usiadł na stole w kuchni wydobywając z instrumentu pojedyncze dźwięki, które po chwili stworzyły konkretna melodię – Plug in baby. Wtórujący sobie wokalnie Matt nie zauważył kiedy do jego kuchni wszedł przeraźliwie chudy blondyn. No tak, oczywiście twórca najlepszych pod księżycem gitar nie zamknął za sobą drzwi.
- Całkiem… znośnie. Chociaż gdybyś tak nie wył było by o wiele lepiej. – skomentował ze śmiechem Dominic.
Plug in baby momentalnie ucichło, a Matt zeskoczył ze stołu chwaląc się nową gitarą.
- Patrz. Red Glitterati. Piękna, prawda?
Dom wziął nowy nabytek kumpla do rąk, oglądając ze wszystkich stron. Jedno co na pewno można było powiedzieć o tej gitarze to, to iż jest oryginalna. Była cała czerwona z mnóstwem błyszczących drobinek.
- Trochę… pedalska. – odparł z uśmiechem oddając instrument właścicielowi.
- Pedalska? I to mówi facet chodzący w kolorowych spodniach?  – Matt pokręcił głową, jakby on sam chodził tylko i wyłącznie w czarnych. Perkusista popatrzył na niego spode łba.
- Ja codziennie się modle żeby w końcu porwali cię kosmici. Ale niestety nadal tu jesteś.
Dom westchnął klepiąc kumpla w ramię w geście współczucia. Choć tak naprawdę współczucie należało się całemu światu, a nie gitarzyście.  Matt udając obrażonego udał się ze swoim „skarbem” do salonu, brzdękając coś tam po drodze. Po chwili dołączył do niego Dominic niosąc cos co wyglądało na katalog z urządzoną w wyjątkowo niegustowny sposób łazienką na okładce.
- Masz zamiar kupić kibel? – spytał Bellamy udając, że go to zupełnie nie obchodzi.
- Nie. Chociaż w sumie to też, ale planuję remont.. tylko nie mogę się zdecydować jaki kolor kafelków kupić do łazienki.
Matt odłożył gitarę. Dłużej nie potrafił udawać, że nic go to nie obchodzi. Wyrwał przyjacielowi katalog z rąk otwierając na pierwszej lepszej stronie. Po przerzuceniu kilku kolejnych wskazał na najbardziej intensywny różowy kolor kafelków do łazienki, jaki tylko mógł istnieć we wszechświecie.
- Te. Będą do ciebie świetnie pasować.
Z szerokim uśmiechem czekał na reakcję blondyna.
- No bardzo śmieszne. A myślałem, że przynajmniej na ciebie mogę liczyć.
- Ależ możesz, sam wyremontuję ci całą łazienkę!
Po usłyszeniu tejże deklaracji Dom wyglądał jakby właśnie zobaczył lewitującą gitarę, a może nawet gorzej dwie.
- Matt, chwila, ja chce mieć gdzie mieszkać.
Ale gitarzysta już odłożył katalog z kafelkami rozglądając się za kluczykami do samochodu. Jak widać  miał zamiar zabrać się do pracy już, teraz, natychmiast. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że jedyne co w życiu wyremontował była budka dla ptaków, która i tak po ingerencji siły wyższej jaką był Matt, rozleciała się.
Bellamy biegał  po domu tam i z powrotem szukając niezbędnego według niego ekwipunku, a Dominic nadal siedział na kanapie zastanawiając się ile czasu musi spędzić w jego łazience Matthew by ta nie nadawała się więcej do użytku. Po kilkudziesięciu minutach gitarzysta wrócił do salonu z czapeczką z gazety na głowie wymachując pędzlem do ścian niczym mieczem.
- No, to jedziemy. – oznajmił dziarskim tonem. Mina przyjaciela wyrażająca skrajną rozpacz połączoną z chęcią popełnienia samobójstwa nie zniechęciła go ani trochę.
Pół godziny później, gdy byli już na miejscu, Matt zawzięcie tłumaczył pracownikom firmy remontowej, że nie są tu w ogóle potrzebni bo on sam się wszystkim zajmie. Podczas tego monologu nadal wymachiwał pędzlem, gestykulując tak żywo, że w końcu jeden z mężczyzn dostał nim w głowę. Gdy ich niebieski samochód odjechał z podjazdu, Dominic nadal udawał niezadowolonego, choć tak naprawdę ciężko mu było ukryć rozbawienie.
- No dobra geniuszu, od czego zamierzasz zacząć?
- Spokojnie, ty się już o nic nie martw. Idź coś pooglądać w telewizorku. Albo pojedź po te swoje kafelki, a ja raz dwa się wszystkim zajmę.
I już go nie było. Zrezygnowany Dominic wybrał opcję numer dwa, więc gdy godzinę później wrócił do domu niosąc pudło z NIEBIESKIMI kafelkami bał się nawet podejść w pobliże łazienki. W każdej chwili mogła wybuchnąć, jeśli tylko znajdował się w niej Matt. Ignorując dziwne odgłosy stukania oraz cieknącej wody udał się do salonu, gdzie głośno grający telewizor miał zagłuszyć irytujące dźwięki. Niestety długo tak nie wytrzymał. W końcu to była jego łazienka. Świętym obowiązkiem blondyna było ratowanie jej, spod oblężenia kosmicznego Matt’a. Ruszył więc po schodach na piętro, ale w połowie drogi stanął jak wryty. Zaraz.. Czy tylko mu się zdawało czy stopnie były mokre? Wchodząc wyżej zauważył, że korytarz zmienił się w jedną wielką kałużę. Nagle drzwi do łazienki otworzyły się, zalewając podłogę kolejnymi hektolitrami wody, które radośnie spłynęły po schodach. Perkusista z niemałym trudem dotarł do łazienki by ujrzeć mokrego od stóp do głów Matt’a, próbującego wszelkimi możliwymi sposobami zatamować lejącą się wodę.
- Urwałeś kran?!

poniedziałek, 26 listopada 2012

1.

Odkopane. Stare. Może będę kontynuować, może nie.

***

Było sobotnie popołudnie. Hugh siedział przed telewizorem z lampką wina w dłoni. Z braku lepszego zajęcia przerzucał kanały w poszukiwaniu czegoś co choć w najmniejszym stopniu by go zainteresowało.
Po chwili do dźwięku reklamy jakiegoś zapewne nie działającego środka przeciwbólowego dołączył jeszcze jeden. Dźwięk dzwonka do drzwi. Raz, po chwili znowu. Komuś widocznie bardzo zależało by się z nim zobaczyć.
Odłożył kieliszek na stolik, wyłączył telewizor i pomstując na tych którzy to w wolną sobotę nie dadzą człowiekowi odpocząć powlókł się do drzwi.  W progu stał mężczyzna przed trzydziestką, w dziwnych okularach przeciwsłonecznych i szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- A, to ty. – Hugh niezbyt entuzjastycznie przywitał gościa. Wiedział, że jego pojawienie się może oznaczać tylko jedno. Nową robotę. – Wejdź.
Gość przeszedł przez próg wesołym krokiem po czym bez zbędnych ceregieli przeszedł do rzeczy.
- Słuchaj Hugh, tym razem musi być wyjątkowa. Taka jakiej jeszcze nie miałem, jakiej nikt nie miał! - nowo przybyły mężczyzna był niezwykle przejęty swoim nowym pomysłem.  – Chce żeby błyszczała, błyszczała na tle innych.
- W porządku, postaram się coś wykombinować.
Hugh nie pytał czy gość zostanie dłużej. Tak naprawdę modlił się w duchu by ten już sobie poszedł i przestał nieustannie gadać. Chciał mieć z powrotem swoje wolne, sobotnie popołudnie. Pozbył się mężczyzny zadziwiająco szybko i wrócił do salonu. Jednak nie po to by znów włączyć telewizor. Czekała go praca, a zadanie postawione przez gościa wcale nie było łatwe.