Matt akurat stroił gitarę gdy przerwał mu dzwonek do drzwi.
Odłożył instrument i ochoczo poszedł by otworzyć. Spodziewał się Dominic’a. W
końcu miał dziś wpaść, ale facet stojący w drzwiach w niczym Dom’a nie
przypominał. Jednak oczy Bellamy’ego utkwione były w tym co gość trzymał. A był
to czarny pokrowiec na gitarę. Wokalista wyciągnął ręce w stronę instrumentu,
ale gość przywołał go z powrotem na ziemię chrząknięciem.
- Może najpierw mnie wpuścisz? Harowałem jak wół, żeby była
taka jak chciałeś, a ty tylko stoisz jak kołek i się gapisz.
- Wybacz Hugh. Wchodź, wchodź. – brunet usunął się w drogi
by zrobić gościowi przejście jednak nadal nie mógł oderwać oczu od czarnego
pokrowca, który jak mniemał, skrywał jego długo wyczekiwane cudo.
Hugh wszedł do salonu kładąc futerał na kanapie. Gdy
rozsuwał zamek Matt niemal skamlał z ciekawości. Nareszcie. Była tam. Nowiutka.
Błyszcząca. Czerwona… Wziął ją do ręki. Była idealna. Dokładnie taka jaką
chciał. Zdecydowanie wyróżniała się na tle innych jego gitar, choć jakby się
uprzeć był posiadaczem jeszcze dziwniejszych.
Mężczyzna przyjrzał się z uśmiechem zafascynowanemu
Matt’owi.
- Red Glitter Manson. Niech ci dobrze służy. – poklepał
gitarzystę po ramieniu po czym Hugh Manson wyszedł zostawiając Bellamy’ego sam
na sam z gitarą.
Pierwszym co przyszło muzykowi do głowy była myśl, że tym
cackiem rzucał nie będzie. Ma w końcu jeszcze sporo innych, a jego koncerty
charakteryzowało już niemal będące tradycją rzucanie sprzętem. Nie ważne czy
był jego posiadaczem czy też nie.
Wokalista usiadł na stole w kuchni wydobywając z instrumentu
pojedyncze dźwięki, które po chwili stworzyły konkretna melodię – Plug in baby.
Wtórujący sobie wokalnie Matt nie zauważył kiedy do jego kuchni wszedł
przeraźliwie chudy blondyn. No tak, oczywiście twórca najlepszych pod księżycem
gitar nie zamknął za sobą drzwi.
- Całkiem… znośnie. Chociaż gdybyś tak nie wył było by o
wiele lepiej. – skomentował ze śmiechem Dominic.
Plug in baby momentalnie ucichło, a Matt zeskoczył ze stołu
chwaląc się nową gitarą.
- Patrz. Red Glitterati. Piękna, prawda?
Dom wziął nowy nabytek kumpla do rąk, oglądając ze
wszystkich stron. Jedno co na pewno można było powiedzieć o tej gitarze to, to
iż jest oryginalna. Była cała czerwona z mnóstwem błyszczących drobinek.
- Trochę… pedalska. – odparł z uśmiechem oddając instrument
właścicielowi.
- Pedalska? I to mówi facet chodzący w kolorowych spodniach?
– Matt pokręcił głową, jakby on sam
chodził tylko i wyłącznie w czarnych. Perkusista popatrzył na niego spode łba.
- Ja codziennie się modle żeby w końcu porwali cię kosmici.
Ale niestety nadal tu jesteś.
Dom westchnął klepiąc kumpla w ramię w geście współczucia.
Choć tak naprawdę współczucie należało się całemu światu, a nie
gitarzyście. Matt udając obrażonego udał
się ze swoim „skarbem” do salonu, brzdękając coś tam po drodze. Po chwili
dołączył do niego Dominic niosąc cos co wyglądało na katalog z urządzoną w
wyjątkowo niegustowny sposób łazienką na okładce.
- Masz zamiar kupić kibel? – spytał Bellamy udając, że go to
zupełnie nie obchodzi.
- Nie. Chociaż w sumie to też, ale planuję remont.. tylko
nie mogę się zdecydować jaki kolor kafelków kupić do łazienki.
Matt odłożył gitarę. Dłużej nie potrafił udawać, że nic go
to nie obchodzi. Wyrwał przyjacielowi katalog z rąk otwierając na pierwszej
lepszej stronie. Po przerzuceniu kilku kolejnych wskazał na najbardziej
intensywny różowy kolor kafelków do łazienki, jaki tylko mógł istnieć we
wszechświecie.
- Te. Będą do ciebie świetnie pasować.
Z szerokim uśmiechem czekał na reakcję blondyna.
- No bardzo śmieszne. A myślałem, że przynajmniej na ciebie
mogę liczyć.
- Ależ możesz, sam wyremontuję ci całą łazienkę!
Po usłyszeniu tejże deklaracji Dom wyglądał jakby właśnie
zobaczył lewitującą gitarę, a może nawet gorzej dwie.
- Matt, chwila, ja chce mieć gdzie mieszkać.
Ale gitarzysta już odłożył katalog z kafelkami rozglądając
się za kluczykami do samochodu. Jak widać
miał zamiar zabrać się do pracy już, teraz, natychmiast. Zupełnie nie
przeszkadzał mu fakt, że jedyne co w życiu wyremontował była budka dla ptaków,
która i tak po ingerencji siły wyższej jaką był Matt, rozleciała się.
Bellamy biegał po
domu tam i z powrotem szukając niezbędnego według niego ekwipunku, a Dominic
nadal siedział na kanapie zastanawiając się ile czasu musi spędzić w jego
łazience Matthew by ta nie nadawała się więcej do użytku. Po kilkudziesięciu
minutach gitarzysta wrócił do salonu z czapeczką z gazety na głowie wymachując
pędzlem do ścian niczym mieczem.
- No, to jedziemy. – oznajmił dziarskim tonem. Mina
przyjaciela wyrażająca skrajną rozpacz połączoną z chęcią popełnienia
samobójstwa nie zniechęciła go ani trochę.
Pół godziny później, gdy byli już na miejscu, Matt zawzięcie
tłumaczył pracownikom firmy remontowej, że nie są tu w ogóle potrzebni bo on
sam się wszystkim zajmie. Podczas tego monologu nadal wymachiwał pędzlem,
gestykulując tak żywo, że w końcu jeden z mężczyzn dostał nim w głowę. Gdy ich
niebieski samochód odjechał z podjazdu, Dominic nadal udawał niezadowolonego,
choć tak naprawdę ciężko mu było ukryć rozbawienie.
- No dobra geniuszu, od czego zamierzasz zacząć?
- Spokojnie, ty się już o nic nie martw. Idź coś pooglądać w
telewizorku. Albo pojedź po te swoje kafelki, a ja raz dwa się wszystkim zajmę.
I już go nie było. Zrezygnowany Dominic wybrał opcję numer
dwa, więc gdy godzinę później wrócił do domu niosąc pudło z NIEBIESKIMI
kafelkami bał się nawet podejść w pobliże łazienki. W każdej chwili mogła
wybuchnąć, jeśli tylko znajdował się w niej Matt. Ignorując dziwne odgłosy
stukania oraz cieknącej wody udał się do salonu, gdzie głośno grający telewizor
miał zagłuszyć irytujące dźwięki. Niestety długo tak nie wytrzymał. W końcu to
była jego łazienka. Świętym obowiązkiem blondyna było ratowanie jej, spod
oblężenia kosmicznego Matt’a. Ruszył więc po schodach na piętro, ale w połowie
drogi stanął jak wryty. Zaraz.. Czy tylko mu się zdawało czy stopnie były
mokre? Wchodząc wyżej zauważył, że korytarz zmienił się w jedną wielką kałużę.
Nagle drzwi do łazienki otworzyły się, zalewając podłogę kolejnymi hektolitrami
wody, które radośnie spłynęły po schodach. Perkusista z niemałym trudem dotarł
do łazienki by ujrzeć mokrego od stóp do głów Matt’a, próbującego wszelkimi
możliwymi sposobami zatamować lejącą się wodę.
- Urwałeś kran?!